Stresa

Malownicze, piękne miasteczko położone nad jeziorem Maggiore, na granicy dwóch regionów Włoch Piemontu i Lombardii. Jako kurort szerzej znane od wieku. Jest oddalone o około sto kilometrów od Mediolanu stolicy mody i zakupów, a także niedaleko od stolicy Piemontu Turynu. Do części miasta w której jest ulokowana większość hoteli położonych wzdłuż brzegu jeziora można dostać się na kilka sposobów, także kolejką górską prowadzącą ze szczytu Mottarone.

Stresa będzie stanowić dla nas główne miejsce wypoczynku ale także bazę do ewentualnych dalszych wypadów turystycznych. Do hotelu dotarliśmy późnym wieczorem, cała droga z Polski zabrała nam około piętnastu godzin. Zapoznawanie z miastem zaczęliśmy więc od ranka dnia następnego i takimi oto widokami przywitał nas kurort.






W dalszej części spaceru natknęliśmy się na kilka pomników najpewniej dotyczących historii regionu a także dotarliśmy do jednego z centrów gastronomiczno-handlowych.









Podczas kilkukilometrowego spaceru wzdłuż promenady, od której odchodziły prostopadłe uliczki prowadzące wgłąb miasteczka zauważyliśmy kilka miejsc kąpielowych z kamienistymi plażami. Jeden z hoteli proponował wypoczywającym baseny, które niejako naturalnie, kaskadowo opadały na plaże. Z promenady patrząc na jezioro można było ulec złudzeniu dosłownego przedłużenia tafli wody basenu do jeziora Maggiore. Zarówno baseny jak i plaże były pełne wypoczywających ludzi, jednakże bez wrażenia zbytniego tłoku.

Samo położenie Stresy daje wiele możliwości podróży w celach turystycznych zarówno w samych Włoszech jak i w pobliskiej Szwajcarii, które wynika jak pisałem we wstępie z bliskości dwóch potężnych ośrodków kulturalnych jak i z naturalnego alpejskiego tła.  Na następne dni mieliśmy zaplanowany ,,wypad" do Zermattu położonego u podnóża szczytu Matternhorn góry, która jest wizytówką Szwajcarii a także zaznajomienie się z atrakcjami turystycznymi samej Stresy - m.in. będziemy płynąć (z perspektywy piszącego już do tego doszło) na pobliskie Wyspy Borromejskie (Isole Borromee), które częściowo widać na czwartym zdjęciu. Co jeszcze zobaczymy i co odwiedzimy czas pokaże. Na tę chwilę muszę dolać łyżki dziegciu do tej wspaniałej beczki ,,turystycznego" miodu jaką niewątpliwie jest Stresa i jej okolice, ponieważ od wieczora biednych, żądnych kulinarnych wrażeń, randek, spotkań towarzyskich turystów atakują także żądne ale niestety ich krwi komary. Mimo wszelkich zabiegów ze strony restauratorów w postaci lamp owadobójczych, rozdawanych gościom chusteczek nasączonych czymś bardzo intensywnie pachnącym z kolacji wychodzi się z conajmniej kilkoma, kilkunastoma pogryzieniami w zależności od długości oddawania się wieczornym uciechom. Pomimo tej niedogodności Stresa wydaje się oferować bardzo dużo dla odwiedzających ją ludzi w każdym wieku od dzieci po starsze osoby, od leniwych po aktywnych fizycznie. Na ulicach można spotkać osoby spacerujące, jeżdżące na rowerach, hulajnogach (nie widziałem wrotek i rolek) oraz odpoczywające na ławkach w cieniu drzew.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

macOS Catalina nie taki dobry?

Tragedia w miejscowości Stresa we Włoszech - runęła kolejka linowa na szczyt Monte Mottarone.

Jak ulepszyć szybko i samemu iMac’a czyli o przejściu na dysk SSD