Parco Villa Pallavicino, Parrocchia Arcipreturale S.S. Ambrogio e Theodulo

Ostatnim punktem na naszej liście do zobaczenia była Villa Pallavicino. Na zwiedzenie parku przy posiadłości postanowiliśmy przeznaczyć dwie godziny przed zamknięciem obiektu. Nie traktowaliśmy tej wycieczki jako obowiązkowej. Nasz błąd polegał na niedocenieniu jak się później okazało tej niewątpliwej atrakcji, ze względu na stosunkowo niedaleką odległość od naszego hotelu w Stresie. Winne także niedoszacowaniu  były skąpe wzmianki w posiadanych przez nas przewodnikach. Kiedy po około 20 minutowym spacerze dotarliśmy na miejsce okazało się, że park jest ogromny, co gorsze młodsza część naszej wycieczki zaczęła wykazywać objawy przemęczenia. Posiadłość znajduje się na stoku góry, park przypominałby dziewiczy las gdyby nie zaprojektowane oazy ogrodowej roślinności oraz ścieżki skrupulatnie wysypane drobnymi kamieniami.










Idąc wzdłuż tych ścieżek dotarliśmy w pewnym momencie do samego budynku willi gdzie udało się nam  uchwycić na zdjęciach pawia. Podobo na terenie parku znajduje się wiele innych egzotycznych gatunków ptaków, jednakże opis swój oparłem tylko o to co widzieliśmy a nie zdążyliśmy dotrzeć do wszystkich niespodzianek parku.






Podążając dalej w górę udało nam się dojść do atrakcji obleganej przez dzieci. Była to zagroda, w której różne gatunki zwierząt rogatych pasły się swobodnie i były przychylne pozowaniu do zdjęć. Zewsząd dochodził pisk zadowolonych pociech ale także pocieszne beczenie.







Ze względu na późną porę postanowiliśmy opuścić park, jednakże na pewno można byłoby spędzić w tym miejscu o wiele więcej czasu. Po ,,kolacji na mieście" wróciliśmy do hotelu. Jako że, został nam już tylko jeden dzień pobytu w Stresie postanowiliśmy spędzić go nad wodą i przygotować się do wyjazdu.



Ostatni dzień pobytu przypadł na niedzielę. Nie mogliśmy znaleźć w ciągu tygodnia żadnego czynnego kościoła, a i fora internetowe nie do końca były pewne czy i kiedy są Msze Święte w Stresie. Jedyny budynek sugerujący kościół na który natknęliśmy się, codziennie pozostawał na głucho zamknięty, a wrota sugerujące główne wejście nie posiadały nawet klamek, nie było żadnych ogłoszeń parafialnych itd. Sam budynek był wkomponowany między domy o różnym przeznaczeniu także wieszcząc upadek cywilizacji zachodniej bardzo zdziwiłem się, że w sobotę wieczorem zobaczyłem wrota otwarte. Zrobiłem zdjęcia (telefonem przepraszam za jakość) godzin nabożeństw w różnych okolicznych miejscach (może się komuś przyda?) i na następny dzień kiedy poszliśmy na Mszę Świętą przeżyłem pozytywne zaskoczenie wielkością  kościoła gdyż oceniając go z zewnątrz myślałem, że będzie czymś na kształt większej kaplicy. Wnętrze zaś w mojej ocenie jest bardzo ładne i nastrojowe - sprzyjające modlitwie i kontemplacji.








Wydaje mi się, że sam w sobie kościół mógłby być na naszej liście do koniecznego zobaczenia, nie praktykuje się jednak zwiedzania tego budynku.



W poniedziałek po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Wiednia, który tym razem tylko w małym stopniu potraktowaliśmy jako atrakcję turystyczną. Mimo tego ponownie miasto udowodniło mi, że jest jednym z moich najbardziej ulubionych miejsc.

Dziękuję Państwu za przeczytanie relacji z urlopu. Mam nadzieję, że przynajmniej trochę zachęciłem Was do odwiedzenia pogranicza szwajcarsko-włoskiego z przepięknymi górami, jeziorami, wyspami i miastami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

macOS Catalina nie taki dobry?

Tragedia w miejscowości Stresa we Włoszech - runęła kolejka linowa na szczyt Monte Mottarone.

Jak ulepszyć szybko i samemu iMac’a czyli o przejściu na dysk SSD